Forum FORUM WTR Strona Główna FORUM WTR
Włocławskie Towarzystwo Rowerowe
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Hacker w akcji....
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 16, 17, 18  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum FORUM WTR Strona Główna -> Blogi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Czw 1:49, 14 Sie 2008    Temat postu:

21 lipiec 2008
Zeby pokręcić trochę relaksująco po maratonie pokręciłem się po mieście.
15.7 km

24 lipiec 2008
Trening z Pawłem na Skrzynkach.
73.1km w 3:20 YTD - 6063

25 lipiec 2008
42.7 kilometrów po Szpetalu i mieście.

31 lipiec 2008
Trening z Pawłem. Najpierw Piekielna potem niechęć do piasków w lesie poprowadziła nas na Szpetal na parę podjazdów po asfalcie.
37.3km w 2:22

1 sierpień 2008
16 kilometrów po mieście samotnie. O 17 zabrzmiały syreny ale chyba większość ludzi nie wiedziała po co, a przynajmniej tak się zachowywali.


Ostatnio zmieniony przez Tomek dnia Czw 12:15, 14 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Czw 1:50, 14 Sie 2008    Temat postu:

Nidzica to był fajny miły maraton. Pierwszy raz startuję gdzieś gdzie już byłem poprzednio. Trasa nie była niebezpieczna ani nudna.
Dobra ilośc górek, wiekszych niż zwykle na Mazovii. Zacząłem spokojnie, bez emocji. Bezpiecznie bez jechania za kimkolwiek. Jechało mi się dobrze. Cwiczenia na plecy które robiłem od dwóch tygodni przyniosły rezultat. Bez większego bólu jechało się bardzo przyjemnie.
Ciągle tych samych ludzi wyprzedzało się na podjazdach a oni dochodzi na zjazdach akceptując ryzyko które dla mnie było niepotrzebne.
Trasa w wiekszości przez las, miła pogoda. Pod koniec przyciskałem. Wyprzedzałem na ostatnich prostych i na finishu.
Mój wynik chociaż najlepszy w tym roku w mojej kategorii 82.5% nadal był gorszy niż w zeszłym roku 82.8% na starym ciężkim sprzęcie
bez żadnego doświadczenia. Tego za bardzo nie rozumiem i trochę jestem rozczarowany. A może te punktacje po prostu nie wiele co znaczą.


Wyniki na mega mężczyzn:

154 1620 Molenda Tomasz M3 Włocławek RADPAK MTB Team Włocławek 2:17:15
218 171 Milewski Tomasz M4 Włocławek RADPAK MTB Team Włocławek 2:22:37
314 939 Kolanowski Marek M3 Włocławek RADPAK MTB Team Włocławek 2:32:12
351 219 Domański Artur M4 Włocławek RADPAK MTB Team Włocławek 2:35:28
513 873 Dwórznik Piotr M3 WŁOCŁAWEK RADPAK MTB Team Włocławek 3:07:21
519 2350 Jakubas Radosław M3 Włocławek RADPAK MTB Team Włocławek 3:10:15

Paweł i Andrzej pojechali na giga i zarobili sporo punktów.
Kasia - podium, ale rozczarowanie w druzynie bo nie wygrała Smile
Atmosfera w zespole coraz lepsza. Będzie mi brakować tej Mazovii przez długie jesienne i zimowe miesiące.

Moja klasyfikacja po Nidzicy:
Tomasz Milewski RADPAK MTB Team Włocławek
Nr startowy: 171
Kat: M4

Mega Open: 112/1892 (2068 pkt)
Mega M4: 15/273 (2187 pkt)
Sektor III (376 pkt)


Ostatnio zmieniony przez Tomek dnia Czw 14:36, 14 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Czw 1:50, 14 Sie 2008    Temat postu:

4 sierpnia 2008
wyjazd za Azoty i po miescie. Delikatne krecenie dla ducha.
44.5km

5 sierpnia 2008
22.3km po miescie

6 sierpnia 2008
Wyjazd na trening z Pawlem ale kolo Czarnego lapie mnie Lukasz zabiera na kolo i mkniemy powyzej 40km/h. Zamiaast 5 min spózniony bylem 5 wczesniej. Potem jedziemy na trase maratonu WTR juz z Pawlem. Pozwalamy jednak Lukaszowi odjechac bo my tak szybko nie powinnismy jechac. Fajna pogoda po przyjemnym kólku ladujemy w sklepie gdzie lapie nas Lukasz. Pogadalismy, popilismy i do domu za Lukaszem oczywiscie szybka jazda.
80.8km w 2:51 avg-28.3 YTD-6646.6

7 sierpnia 2008
Samotny wyjazd na jedynke.
25.5km w 0:59


Ostatnio zmieniony przez Tomek dnia Czw 22:25, 14 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Czw 2:20, 14 Sie 2008    Temat postu:

Klasyk Kłodzki 2008
9 sierpień 2008

Klasyk Kłodzki to najcięższa impreza sportowa w jakiej uczestniczyłem. 175km i 3300m przewyższenia to liczby które pewnie nie wiele mówią.
To trzeba przejechać żeby mieć zrozumienie jak mordercze to jest. Utrudnieniem powodującym że ta impreza była kompletnie wykańczająca i niebezpieczna okazała się pogoda. Start był na samej górze, prawie najwyższy punkt maratonu, żartowałem że specjalnie tak zrobiono abyśmy jechali tylko na zjazdach. Oczywiście było inaczej, a start na takiej wysokości spowodował że zaczynaliśmy w niezwykłym jak na sierpień zimnie. Dodatkowo padało. Początkowo mała mżawka. Potem niestety po prostu mocny deszcz. Moje nogi przez pierwsze dwie godziny nie tylko były mokre ale ciągle obmywane strumieniem zimnej wody. Nic nie było na mnie suche ani ciepłe aż do piątej czy szóstej godziny wyścigu.
Zieleniec jest bardziej narciarską stacją niż miejscowością. Jest tam tyle hoteli co domów, czyli niewiele, wszystkie prawie nowe. Piękne widoki i mały ruch spowodowały że było jednocześnie kameralnie jaki i przestronnie, czyste górskie powietrze i nowy ładny hotel dodawało poczucie zadbanej i ekskluzywnej imprezy. Ta słynna "atmosfera rodziny" była oczywiście wszędzie obecna. Jest ona dla mnie trochę za słodka, ale jest zjawiskiem wystarczająco miłym i dość unikalnym, ciekawym do obserwacji. Tylko Rebe robił jakiś szum wokół mojej osoby znanego wroga forumowego. Żadnych wrogich incydentów, nawet parę pozytywnych. Może to i dobrze. Można było się skoncentrować na rowerowaniu. Nie myślałem nawet o tym że Szerszenie tradycyjnie startują drużynowo konkurując z jednostkami. Sam miałem nastawienie bardziej turysty niż zawodnika. Dystans dla mnie za długi na wyścig, choć dla tych jadących na 233km za krótki.
Piękna sceneria działała na mnie relaksująco. Pogoda irytowała i rozczarowywała. Mój drugi prawdziwy górski maraton i drugi w mocnym długim deszczu. Po starcie jazda z moją grupą (same szosówki - przeszła myśl czy "uprzejmość" organizatora, chociaż pani Michalik bym o to nie podejrzewał) nie była trudna bo przecież z górki. Na odcinku płaskim i lekkim podjeżdzie też nie problem ale zjazd gdy nawierzchnia znacznie się pogorszyła sprawiał trudności. Nie mogłem uwierzyć jak bardzo ludzie ryzykują na zjazdach w tak niebezpiecznych warunkach. Szosowcy mkneli w dół po okropnym asfalcie gdy ja na góralu niechętny do akceptowania ryzyka pozostawałem z tyłu. Przewaga mojego górala na zjazdach nie istniała. Samotna jazda na takich maratonach nie jest zła, jedzie się swoim tempem, spokojnie, piękne okolice stają się bardziej częścią Twojej przygody niż gdy jedzie się w grupie. Przyjemnie i szybko jechało się też z dwoma szosowcami z KRKA. Bardzo mili faceci. Gdyby nie ten coraz bardziej dokuczliwy deszcz byłoby wspaniale. A tak było wspaniale i koszmarnie. Zimno przy prędkościach zjazdowych powyżej 50km/h jest bardzo dokuczliwe. szczególnie gdy zjazd potrafi trwać pół godziny. Pierwsza duża góra nie była strasznie trudna ale już tutaj widać było że sporo dłuższa niż cokolwiek z czym borykamy się w naszych stronach ani na Mazowszu czy Mazurach. Wiedziałem że następna (Puchaczówka) ma być większa i dłuższa. Byłem na nią przygotowany i ona na mnie. Dała w kość bo rzeczywiście była bardzo, bardzo długa, stromość powolnie ale skutecznie stale się zwiększała, potem jeszcze wyżej i nagle tylko piękna panorama, nic poza naturą na szczycie i zjazd chyba równie długi. Potem była trzecia góra, trochę się jej nie spodziewałem bo na profilu trasy nie robiła wrażenia. Długość i stromość podjazdu dawała się we znaki coraz bardziej. Moje całe uda i pupę zaczynał odwiedzać tępy, uporczywy i nasilający się ból. Pocieszające tylko że równomierny wszędzie a więc nie rezultat jakiejś kontuzji Smile Zaczynałem myśleć że taka trasa nie jest dla ludzi tylko dla masochistów. Traciłem siły i żałowałem że mało zjadłem na pierwszym bufecie (tylko jeden banan). Bałem się że moja nowo uformowana praktyka wystrzegania się wstrętnych płynów sportowych, żeli, batonów i innych ledwo jadalnych wspomagaczy może się na mnie zemścić. Na szczęście tabliczka czekolady mlecznej z orzechami i dwa batony orzechowego wafelka z równie słodką czekoladą wyskoczyły po kolei z mojej tylniej kieszonki i powędrowały ochoczo do buzi. I dzięki Bogu bo na szczycie tylko woda zamiast spodziewanego bufetu. I tu zaczeła się męka i samotność maratonu. Na płaskim kolega z którym wtedy jechałem zdecydował że musi naprawić hamulec. Więc samotna jazda po otwartych i bardzo wietrznych polach dawała odczuć długość maratonu. Potem następna góra. Równie chyba długa i stroma ale jeszcze bardziej męcząca i bolesna. To już nie jazda a walka. Walka o przetrwanie. Dużo, o wiele za dużo bólu. Na szczęście na szczycie bufet. Zchodzę chętnie z roweru. Kubek za kubkiem wody, arbuz, arbuz i jeszcze raz arbuz, wspaniale słodki pomarańcz, słodkie bułeczki bardzo dobre i co śmieszne identyczne do tych niedawno zjedzonych i przywiezionych z włocławskiego Tesco batoniki orzechowej Princessy. Te na wszelki wypadek powędrowały do kieszonki. Ile zjadłem bananów, kawałków arbuza i bułeczek nie pamiętam ale było tego dużo. Jeszcze bananki do kieszeni, parę rozciągnięć i w drogę. Moi kumple z KRKA przyjechali na bufet sporo za mną bo mieli parę kapci pod rząd, ale wyjechali tuż przede mną. Na szczęście nie szaleli na tych pozostałościach po asfalcie więc ich doszedłem. Jazda po tego typu nawierzchni nie da się opisać. Wychowałem się w Polsce i myślałem że każdy rodzaj złej drogi znam, takiego jednak nie znałem. Na bezdrożach Mazovii mozna o wiele szybciej i bezpieczniej zjeżdżać niż po tych asfaltowych utrudnieniach. Każdy kto przejedzie to rowerem zrozumie że gdyby nikt nigdy nie kładł tam asfaltu jechałoby się o wiele lepiej. Z moimi "starymi znajomymi" z KRKA dojechałem do Kłodzka i jeszcze parę kilometrów za. Tu jednak podziękowałem im za pomoc, pożegnałem się z nimi i pozwoliłem odjechać żeby trochę odpocząć przed ostatnim najtrudniejszym podjazdem. Pamiętałem z profilu że ma być najbardziej stromy i razem z łagodniejszym podjazdem na metę najwyższy. Zmęczenie było już tak mocne że strach przed zgubieniem trasy się potęgował. Na szczęście znajdowałem następne strzałki i nadal byłem na właściwym tropie. Podjazd nie dał mi się rozczarować. Był morderczy, to nie były zmagania a tortury. Jak może tak liczna grupa ludzi samowolnie zgadzać się na coś takiego? nie mieściło mi się to w głowie. Mój gniew na to że to ludzie ludziom zgotowali taki los się wzmagał. Gdy wreszcie samotny chłopak na samej górze przyznał się że miał coś wspólnego z układaniem tej trasy powiedziałem mu żeby się nie zbliżał bo mogę go pobić. Uśmiechnął się tylko, był sporo wyższy i cięższy ode mnie nie mówiąc o tym że ze 25 lat młodszy ale nie podszedł. Powiedział tylko lekko usprawiedliwiającym się tonem że to juz koniec podjazdu i dalej już jest łatwiej. Spytałem czy nie ma już więcej podjazdów. Nie takie strome, brzmiała odpowiedż.
Od dłuższego czasu myślałem o tym żeby pobić Rebego bo przecież przez niego tutaj jestem. Mysl ta tak mi się spodobała że chęc realizacji tego absurdalnego pomysłu gnała mnie na metę. Ten sam młody, bardzo wysoki człowiek który doszedł mnie dwa razy i teraz jechał ze mną ledwo dotrzymywał mi kroku.
Od początku maratonu zastanawiałem się jak wielu uczestników po paru godzinach jazdy w zimnym deszczu pójdzie po rozum do głowy i skręci na mini, 105km i 1700m przewyższenia to przecież też niezły maraton. Miałem nawet lekką nadzieję że będzie to duża część uczestników, szczególnie chory Rebe. Gdyby Rebe pojechał mini czekałby na mnie na mecie. Już sobie wyobrażałem śmiejącego się Rebego błagającego mnie o litość. Młody człowiek został w tyle a moje tempo coraz bardziej się zwiększało, już czułem metę nosem. Zakręt i jakiś facet kierujący ruchem, spytałem go ile jeszcze. 2 i pół kilometra, ten wreszcie wiedział dokładnie. Patrzę przed siebie a tu jakieś 150 metrów przede mną koszulka Radpaku. Chyba Andrzej. Doszedłem go. Andrzej wyraził swoje zdziwienie że dopiero teraz go wyprzedzam (wystratowałem 36minut po nim) więc żeby go do końca nie rozczarować dołożyłem mu jeszcze 3 minuty na niecałych dwóch kilometrach. Muszę jednak przyznać że Andrzej ładnie, mocno jechał. Na mecie był już Siudek, ale dopiero od minuty, wystartował przede mną godzinę i 12 minut.

Nie powiem więc że nie zasłużyłem na podium. Jechałem najszybciej z naszej ekipy, szybciej nawet od szosowców, ze średniej wynika że gdybym wystartował razem z Rebem to do Klodzka(140-ty kilometr) dojechałbym z 9 kilometrową przewagą. Ale.... jak śmieszne są te wyniki obrazuje porównanie z innymi kategoriami. Ze swoim czasem byłbym 5-ty w M5(8 uczestników), ale również byłbym pierwszy w M2(8 uczestników) gdzie zwyciężca przyjechał 3 i pół minuty po mnie.
Zupełnie inaczej niż na Mazovii. Na prawie 8 godzin jazdy facet sklasyfikowany na drugim miejscu tuż przede mną ma czas lepszy tylko o jedną minutę i do tego jest miejscowy.

Na rozsądku Rebego oczywiście się zawiodłem. Wariat pojechał na maksa. Chęć pobicia go ustąpiła szybko wypierana lekką obawą o jego zdrowie. Po kilku telefonach Uli pytającej czy już dojechał, zacząłem się martwić. Siedzimy więc wygodnie w ciepłej restauracji jedząc zupełnie niezłe żarcie a tu wchodzi Wiesiek, lekko przegięty i kulejący, każdy ruch sprawiał mu niezły ból. Przewrócił się przy 60km/h. Uderzenie było tak mocne że nie mógł oddychać. Potem ktoś chciał wzywać pogotowie.
To było na setnym kilometrze. 40 km dalej na rozjeżdzie w Kłodzku Wiesiek skręca na giga. Brak mi słów. Po upadku w Żyrardowie wiem jak trudno jedzie się po poważnym upadku. Wieśka był poważniejszy niż mój. Ja przejechałem 50 płaskich kilometrów po moim, Wiesiek 130 po swoim, po niesamowicie stromych górach. Dla niego nie ma ani dyplomu ani podium, jest 13-ty w swojej kategorii. Jedyną nagrodą dla niego jest cała masa bólu na najbliższe tygodnie.
Zrozumcie że moje opory w przyjmowaniu Waszych gratulacji nie wynikają z mojej skromności ale ze świadomości że należą się one komuś innemu.
Wreszcie Rebe dociera pól godziny po Wieśku. Cały szczęśliwy i zadowolony. Za pół godziny przechodząc 30 metrów między restauracją i samochodem Rebe tak trzęsie się z zimna i wyczerpania że wygląda jakby miał atak epilepsji.
Acha... czy wspomniałem że w mojej kategorii było 4 uczestników...?


Ostatnio zmieniony przez Tomek dnia Czw 22:21, 14 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Śro 23:00, 20 Sie 2008    Temat postu:

Dzisiaj Hacker wraca do akcji po Kłodzku. Niestety pogoda na maratonie spowodowała liczne problemy: napęd, hamulce, linki i stery wymagały czyszczenia, smarowania i wymiany. Nie wszystko jeszcze zrobione ale pojechałem na mały trening z Robertem i Łukaszem. Łukasz był rozczarowany moim tempem a Robert moją niechęcią wjazdu do lasu świeżo umytym rowerem. Dotarłem tylko do Kowala. Bardziej sprawdzian roweru niż trening.
38km
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Pon 22:58, 25 Sie 2008    Temat postu:

Golubska Starówka Maraton MTB
23 sierpień 2008


Maraton w Golubiu-Dobrzyniu ma swoją unikalną atmosferę. W tym roku pozwolono wszystkim zaparkować na starówce i od razu sprawiło to wrażenie że organizatorzy się nami opiekują i są zadowoleni że przyjechaliśmy. Gdy dojechałem z Pawłem i Robertem Radpak już fotografował się na rynku. Przewieźliśmy Artura na masce bo chciał on zatrzymać chyba ruch na rynku. Potem leniwe przygotowania. Paweł oczywiście pokonuje ostatnie problemy sprzętowe. Niedosyć że ma sramowską przerzutkę z shimanowską manetką to zapomniał taśmy załozyć na obręcze. Tak to jest jak zmieniasz sprzęt na rowerze w nocy przed maratonem. Paweł i jego sprzęt... długo by opowiadać. Frekwencja dopisała, z Radpaku kilkanaście osób, z MC czterech, nawet jeden z WTR i kilka niezrzeszonych osób w naszej grupie. Na szczęście nie pada już. Napadało jednak nieżle przez ostatnie 12 godzin. Artur oczywiście cały szczęśliwy na samą myśl. Około 140 osób, start honorowy z rynku jak w zeszłym roku, tyle że bez koni. Start ostry na rogatkach miasta na szczęście bez armaty. Początek pod górę więc szybko wszyscy się rozjechali, na szczęście bez żadnych poważnych kraks. Wbrew postanowieniom zacząłem za szybko. Potem jadę na kole Eli Stawskiej, trzeba sprawdzić czy rzeczywiście taka dobra jak wyniki wskazują. Niestety tego dnia lepsza ode mnie. Po 10 kilometrach ostrej jazdy odpadam z grupy, nie chcę się zajechać przed połową dystansu. Maraton nie jest trudny ale trochę błota i duże kałuże czychają. W jednej z najgłębszych facet przede mną mocno wyhamowuje, więc ja też po hamulcach, koło wpada powyżej ośki pod wodę po czym osuwa się na lewo i leże po pachy w wodzie. Nic grożnego ale nieprzyjemnie. Mokry piach niszczy sprzęt. Łańcuch operujący na schowanych w piachu zębatkach zacina się co chwila. Parę razy spada. Napęd co chwila jest mielony w ostrym, mokrym, wszędobylskim piachu. Szkoda mi sprzętu i jadę wolno, ostrożnie. Cały czas miałem wrażenie że jadę za wolno albo za szybko, nie mogłem znależć swojego tempa. Z letargu wybudza mnie Lukmar który dochodzi mnie na drugim bufecie przy którym postanowiłem urządzić sobie mała ucztę. Rower na bok i za pomarańcze i banany. Potem próbuję szybciej ale coś nie idzie. Dochodzą mnie Ela z Pawłem. Myślałem że są z przodu. Okazuje się że zabładzili. Jadę z nimi. Teraz ja błądzę z nimi, polegając na prowadzących grupę. Na szczęście tylko kilkaset metrów. Trochę zły zaczynam naciskać, nawet prowadzę grupę, nie pasuje mi to, ale oglądam się i Paweł z Elą na kole. Myślę: przynajmniej ciągnę swoich. Nawet pod górę czuję się mocny. Niestety to mija, schodzę na koniec już tylko czteroosobowej grupy i ledwo sie utrzymuję na kole. Tempo jest dobre. Staram się. Zaczynają się zjazdy, więc plan prosty utrzymać się na kole najszybszych i potem ostry finish. Wreszcie asfalt, Ela na czyimś kole odskoczyła 50 metrów do przodu. Przede mną Tyburski z M6. Kaseta szosowa i cały czas ostre przełożenie. Może on mnie pociągnie. Powoli się rozkręca. Ja ledwo trzymam koło. Powoli dochodzimy Elę i jej zajączka. Teraz już tylko odpoczynek przed metą, na kole z górki łatwo. W zeszłym roku przegapiłem metę bo zapomniałem że nie jest w mieście. W tym jestem czujny. Na zakręcie pokazuje się meta w oddali i naciskam ostro na finish. Chyba trochę przesadziłem z tym finishem, przednie koło odrywa mi się do góry na prostej i zyskuje prawie natychmiastowo i zupełnie niewdzięcznie ponad 30 metrów, aż mi głupio że faceta z M6 i dziewczynę zostawiam tak na mecie. Paweł jest 30 sek. póżniej, na swoich dostępnych przełożeniach nie mógł jechać szybko z góry. Rendzik z Łosiem oczywiście dawno już na mecie, ale reszta przyjeżdża po mnie. Wynik więc nienajgorszy ale satysfakcja taka sobie. Moja forma w tym sezonie nie chce przyjść ani na jeden maraton. Bufet dobry na rynku. Makaron pierwsza klasa w szkole i nawet dokładki są. Organizacja na medal. Piękne puchary dla najlepszych. Troche zazdroszczę dziewczynom. Na osiem startujących tylko jedna nie dostaje pucharu i miejsca na podium. Mi brakuje 20 minut do podium. Kaśka i Ewa pierwsze. Ela nawet nie odbiera nagród bo jutro ma drugi maraton i jest już w drodze. Jeszcze prosiak, dostaje podwójną porcję, obżeram się po podwójnym makaronie, i do domu. Paweł od razu zasypia, Robert nie w humorze bo sprzęt mu się rozsypał w tym piachu, jeszcze ja na niego nakrzyczałem bo wyjazd nam się opóżniał, a właściwie powinienem nakrzyczeć na Pawła bo to on się spóżnił i nie miał sprawnego telefonu, acha... na Pawła też nakrzyczałem... ale Paweł już przyzwyczajony troche... mam nadzieję.
73km w 2:54:25
(64 na 132)

18 MJ 10 Rendzikowski Damian Gostynin 1990 2:32:22 16
33 M2 66 Wysłouch Michał Włocławek 1984 2:36:40 31
66 M4 97 Milewski Tomasz Włocławek 1960 2:54:25 64
70 M5 95 Lewandowski Paweł Kowal 1954 2:54:52 68
74 M3 89 Łukawczyk Marcin Włocławek 1974 2:55:55 72
85 K1 161 Pakulska Katarzyna Gostynin 1991 3:07:06 83
86 M3 65 Kolanowski Marek Włocławek 1972 3:07:07 84
91 M4 93 Poniatowski Adam Włocławek 1958 3:11:43 89
100 M5 101 Wysłouch Andrzej Włocławek 1954 3:19:48 98
108 M4 102 Domański Artur Włocławek 1965 3:32:23 106
109 K2 164 Rosinke Zuzanna Gdańsk 1989 3:32:24 107
112 M4 99 Dynarski Jacek Janowice 1963 3:35:38 110
114 M3 58 Matuszewski Sławomir Włocławek 1975 3:36:26 112
116 K3 163 Żmijewska Ewa Włocławek 1970 3:37:15 114
129 M2 67 Wysłouch Andrzej Włocławek 1981 3:54:26 127
130 M2 90 Maklakiewicz Łukasz Włocławek 1980 3:54:27 128
133 K1 162 Kapuścińska Katarzyna Włocławek 1991 4:12:12 131
137 M3 63 Podłucki Robert Włocławek 1976 135 dnf - awaria sprzętu


Ostatnio zmieniony przez Tomek dnia Pon 23:11, 25 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Pon 9:36, 15 Gru 2008    Temat postu:

18 wrzesień 2008
Wyjazd na Szpetal.
24km

19 wrzesień 2008
Ponowny trening na górkach Szpetala.
24.8km

20 wrzesień 2008
Przejazd z Pawłem po trasie Włocłavii.
55km
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Pon 10:25, 15 Gru 2008    Temat postu:

21 wrzesień 2008
Mazovia - Piaseczno 2008

Już od rana było mokro. Lekka mżawka. Gdy dojechalismy do Piaseczna było oczywiste że będzie dużo błota. Z niejaką niechęcią ściągałem czysty rower z samochodu w to błoto. Ale humory dopisywały i była chęć jazdy. Po starcie jazda w tłumie. Pomimo pogody dużo uczestników. Coraz więcej błota. Potem coraz więcej deszczu. Zimno, mokro. Okulary służyły jako błotnik na oczy przed błotem z przedniego koła. Ostrozna jazda w bardzo trudnych i niebezpiecznych warunkach pomimo stosunkowo łatwej trasy. 10km przed metą rozpadało się na dobre, prawdziwa ulewa. Ale to jeszcze i tak nie najgorsze co mnie spotkało. Około 8km przed metą coś nie tak z przednim kołem. Na odcinku kocich łbów zalanych prawie zupełnie wodą brak powietrza w przednim kole, nie zupełny ale obręcz dobija i sterowanie poważnie utrudnione. Po kilkuset metrach kompletny flak. Tak zimno i tyle błota wszędzie że chęci zatrzymania się i zmiany dętki nie ma prawie żadnej. Czy da się jechać na kapciu w takich warunkach? Nie wiem, ale się przekonam. Prawie samo błoto i kałuże, niezwykle trudne sterowanie i ślimacze tempo. Kłopoty z utrzymaniem równowagi. Skręty to wyczyny prawie cyrkowe. Ale wszystko lepsze od myśli o zatrzymaniu się w tym zimnie i zabawy z zabłoconym kołem zmarznietymi rękoma. Więc jadę, nie myśle już o kondycji obręczy, najwyżej będzie do wyrzucenia. Na pół zużyta opona to żadna strata. A w takich warunkach momentami ma się wszystkiego dosyć. Ludzie jadą jak na wyścigu a ja się wlokę. Najdłuższe osiem kilometrów w tym roku. Wreeeszcie meta. Tu też zimno i mokro, więc pośpiesznie do samochodu i zmiana ubrania. Do środka i ogrzewanie na maksa. Z imprezy pomaratonowej nici bo leje. Makaron przy samochodzie. Ja poczekałem w miejscu parkingowym na środku skrzyżowania a Paweł poleciał po makaron. Jeden z najgorszych na Mazovii ale szybko się zjadło i do domu. Na wyniki nawet nie chciało mi się patrzeć.
Jak się póżniej okazało musiałem zupełnie nieżle jechać bo przyjechałem 4 minuty za Kasią i tylko siedem i pół za Molusiem i Pawłem.
50km w 2:13:09
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Śro 23:32, 31 Gru 2008    Temat postu:

Oj blog zaniedbany od 21 września, a obiecywałem sobie że go przed nowym rokiem nadrobię, mam 93 minuty Smile

4 Pażdziernik 2008
Przez tydzień się rozleniwiałem więc w sobotę wyjechałem żeby się rozkręcić przed maratonem w Jabłonnej finale cyklu Mazovii w tym roku.
Wyjechałem z łukaszem i Peptkiem i wyciągneli mnie ciut za daleko bo aż do Baruchowa. Oni oczywiście na szosach a ja na Hackerze.
60km
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Śro 23:39, 31 Gru 2008    Temat postu:

5 pażdziernik 2008
Mazovia - Jabłonna 2008

Wybraliśmy się na maraton sporą ekipą bo to wielkie zakończenie cyklu (choć epilog za tydzień). Pogoda słoneczna i coraz cieplejsza choć zimno od rana. Maraton dość fajny i łatwy w pięknych jesiennych barwach. Pełno fotografów i ładnych zdjęć. Jedyny trudny odcinek to przejazd przez wał tuż przed metą. Ktoś go porył, podobno dziki i trzęsło na nim niesamowicie ze dwa kilometry jak nie więcej. Wszyscy tracili na nim cierpliwość, a ja najwięcej. Jakoś poszło. Moluś kupił nowy aparat to narobił dużo zdjęć na mecie. Rozdanie nagród i dekoracja ciągnie się do wieczora. Miły grupowy obiad po drodze do domu.
54km w 2:11:09
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Śro 23:43, 31 Gru 2008    Temat postu:

9 Pażdziernik 2008
5 X Piekielna
35.1km

11 Pażdziernik 2008
Sobota. Ładna pogoda. Sesja zdjęciowa Radpaku na Szpetalu. Nowy aparat Molusia robi piękne zdjęcia. Popozowaliśmy na Szpetalu, nawet kozła fiknąłem przez kierownicę w piachu. Potem pojechaliśmy na Zarzeczewo. Dobre jabłka tam znależliśmy. Moluś porobił mnóstwo zdjęć.
37.9km
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Śro 23:52, 31 Gru 2008    Temat postu:

12 Pażdziernik 2008
Mazovia - Łomianki 2008 - epilog

Połowa pażdziernika ale pogoda jeszcze zupełnie dobra i znowuż liczną grupą jedziemy na maraton Smile. Start co dwie minuty sektor. Eksperyment Mazovii który wszystkim się podobał. O wiele bezpieczniejsza wersja. Przyjemna przejażdżka po Kampinosie w pięknym jesiennym słońcu i barwach lasu. Jeszcze więcej zdjęć bo fotogaf co krok. Dobrze mi poszło ale i tak trzy minuty za Molusiem. Dobry obiad w tej samej knajpie.
47km w 1:59:08
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Nie 21:04, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Mazovia 2009 - Otwock
Otwock zaliczony i przegrany niestety Sad
http://www.wloclavia.fora.pl/blogi-rowerowe,5/tomka-2009,9-45.html
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Wto 21:47, 28 Kwi 2009    Temat postu:

Chdzież - 2009
Pierwsza Skandia

Mój pierwszy występ w nowym cyklu:
http://www.wloclavia.fora.pl/blogi-rowerowe,5/tomka-2009,9-60.html
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 08 Cze 2007
Posty: 1685
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Nie 0:23, 21 Cze 2009    Temat postu:

Maratony w Bielawie, Nałęczowie, Ełku i inne, mój blog znowuż działa:

http://www.wloclavia.fora.pl/blogi-rowerowe,5/tomka-2009,9-90.html#545
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum FORUM WTR Strona Główna -> Blogi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 16, 17, 18  Następny
Strona 17 z 18

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin